Kilka wspomnień z wypadów kolejowych z Poznania
25 listopada 2015 roku, zimny listopadowy dzień. Ja i mój kolega chodzimy między peronami stacji Poznań Główny fotografując i nagrywając różne pociągi. W pewnym momencie podchodzi do nas patrol Straży Ochrony Kolei, SOKista do nas mówi ,,dzień dobry, dokumenty do kontroli poproszę”.
Popatrzeliśmy po sobie, obydwaj przerażeni, nic złego nie zrobiliśmy. Oddajemy nasze dowody osobiste, ja głosem pełnym zmartwienia ,,co jest powodem kontroli?” Okazało się, że zostaliśmy posądzeni o bycie kieszonkowcami. My, kieszonkowcami? W życiu bym nie pomyślał, że zostanę posądzony o jakąkolwiek kradzież! Wyjaśniliśmy kontrolującym nad SOKistom, że jesteśmy miłośnikami kolei, pokazaliśmy nasze nagrania. Wszystko wyjaśniliśmy, puścili nas wolno. Ufff, ale to były nerwy…
22 sierpnia 2016 roku. Wspólnie z tatą odwozimy na dworzec w Poznaniu ciotkę, która jedzie pociągiem do Rawicza. Pociąg przyjeżdża, tata ucieka do domu, bo do pracy musi jechać, a śniadanie samo się nie zrobi. Ja zostaje z ciotką, dopóki jej pociąg nie odjedzie. 20 minut później pociąg odjeżdża, schodzę do przejścia podziemnego między peronami. Okazało się że jakaś grupa obcokrajowców miała problemy, bo byli na specjalnych biletach ,,Interrail”, i mieli miejscówki wykupione na ten sam pociąg, którym jechała moja ciotka. Wyjaśniałem im, że następny pociąg mają do Wrocławia 20 minut później. Pomogłem im, bo dojechali na miejsce.
Historie z wypadów kolejowych za Poznań
23 kwietnia 2016 roku. Z kolegą jedziemy do Kołobrzegu porannym Regio na prezentację Pendolino, za tydzień zacznie kursować z Krakowa do Kołobrzegu (i z powrotem). Pociąg oczywiście pełen, ćwierć tysiąca ludzi udaje się w kierunku popularnego kurortu wypoczynkowego. Z racji tego, że nie miałem jakiejkolwiek ulgi, zdecydowałem się na bilet ,,mini-turystyczny” za 39 złotych. Zyskałem jakieś 20 zł w porównaniu do biletów jednorazowych na trasę Poznań – Kołobrzeg.
Do Kołobrzegu przyjechaliśmy po 11, mnóstwo ludzi, wszyscy chcą zobaczyć skład ED250, który był wystawiony dla zwiedzających od godziny 10. Zobaczyliśmy ze znajomym cały skład, włącznie z kabiną maszynisty.
Potem pozwiedzaliśmy trochę miasta, i zaczęliśmy wracać do domu. Najpierw pojechaliśmy do Białogardu, gdzie mieliśmy przesiadkę. Wszystko było ok, aż do Szczecinka… Kolega postanowił wysiąść na papierosa, poszedłem z nim. Wracamy, tak zaczynam patrzeć, i okazało się że gdzieś mi zaginął bilet! Ja cały przerażony, kasy nie mam za dużo… Na szczęście mieliśmy długi postój i kolega pożyczył kasę, dzięki czemu dokupiłem bilet do Poznania. Do dziś jestem mu wdzięczny za ratunek, a także do dzisiaj się zastanawiam co się z tym biletem stało?
Równo tydzień później, wybraliśmy się na kolejny z odcinków serii pt. wypady kolejowe Marcina i Mateusza. Tym razem padło na Szklarską Porębę. Dzień wcześniej kupiłem nieco droższy bilet ,,turystyczny”. Zapłaciłem 6 złotych więcej, ale miałem więcej przewoźników w ofercie (bez tego byśmy nie wrócili), plus kolejne wypady kolejowe w planach (Szczecin i myśleliśmy o Rzepinie). Przyszliśmy prawię godzinę przed odjazdem pociągu. Okazało się być to fantastyczna decyzją, gdyż w momencie odjazdu pociąg był zapchany, a na kolejnych stacjach dosiadali się kolejni pasażerowie. Kolejny wagon nam doczepili w Lesznie. Potem Wrocław, i zamiana miejsc (umawialiśmy się że do Wrocławia ja siedzę przy oknie, od Wrocławia Mati). Opóźnienie w międzyczasie nam ciągle rosło. Skończyliśmy z godziną w plecy.
Powrót do domu był dość męczący, z przesiadką we Wrocławiu. Pod koniec zaczęły mi siadać nerwy i się wkurzałem niepotrzebnie… Dojechaliśmy cali i zdrowi do Poznania.